Nowy rok na blogu postanowiłam rozpocząć wpisem filmowym. Nie będzie dziś o serialach, ponieważ w grudniu zrobiłam sobie od nich przerwę – co za dużo, to niezdrowo. W związku z tym przygotowałam dla Was kilka stricte filmowych propozycji pochodzących oczywiście z listy opatrzonej nagłówkiem „moje ulubione”. Mam nadzieję, że umilą Wasze wieczory i dostarczą wspaniałych wrażeń.
„Dzikie historie”
Emocje to nieodłączna część ludzkiej natury. I dotyczy to zarówno emocji przyprawiających o przyjemne łaskotanie motylich skrzydełek w brzuchu, jak i tych wywierających na nas destrukcyjny wpływ. „Dzikie historie” w bardzo dobitny – momentami wręcz przerysowany – sposób pokazują, do czego doprowadzić może tłumienie złości i gniewu, chowanie urazów, hołdowanie negatywnym aspektom życia oraz strach przed wzięciem odpowiedzialności za własne czyny i słowa. Warto obejrzeć i potraktować jako przestrogę. I zastanowić się trochę nad sobą. Bo daje do myślenia jak jasna cholera.
„Rzeczy, które robisz w Denver będąc martwym”
Czy przeszłość można pozostawić za sobą? Nie zawsze – zwłaszcza, jeśli kiedyś było się bezwzględnym gangsterem i wisi się komuś przysługę w ramach tzw. ostatniego zlecenia. Święty Jimmy (w tej roli boski Andy Garcia) doświadcza tego na własnej skórze, a jak nietrudno zgadnąć, nie wszystko idzie po jego myśli. Nie jest to jednak film o typowych gangsterskich porachunkach, ale raczej o życiowych dylematach, które prędzej czy później dopadają każdego. Jak się zachowamy, gdy przyjdzie nam stanąć twarzą w twarz z przeznaczeniem? Jesteśmy typem wojownika czy strusia chowającego głowę w piasek? Pomysł na film może i sztampowy, ale zrealizowany naprawdę świetnie, nie pozbawiony błyskotliwego humoru i skłaniający do głębszych refleksji.
„Tylko kochankowie przeżyją”
Ileż piękna jest w tym filmie! Wielbiciele produkcji o wampirach oczekujący mocnych wrażeń i krwi lejącej się po ścianach rozczarują się niezmiernie, ale osoby o wysokim poczuciu estetyki będą zachwycone. Jarmusch to specyficzny dość twórca, którego wizje nie u wszystkich wzbudzają zachwyt. Ja już dawno dałam się zaczarować, więc „Tylko kochankowie przeżyją” to dla mych zmysłów niepowtarzalna uczta. Hipnotyczna Tilda Swinton, urzekający klimat nasycony uwodzicielskimi słowami, erotycznym dreszczykiem i absolutnie zniewalającą muzyką – i ten ekscytujący niedosyt, gdy opowieść dobiega końca. Moi mili, ja jestem po tysiąckroć na tak!
„Grand Budapest Hotel”
W tym filmie zakochałam się od pierwszych chwil. Uwielbiam kino w takim właśnie stylu. I kocham na zabój Ralpha Fiennesa, który jest niezwykle utalentowanym i wszechstronnym aktorem. Tym, co się rzuca tu w pierwszej kolejności w oczy, są nasycone barwy i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach kadry, którym nie można odmówić chirurgicznej wręcz precyzji. Film skutecznie wymyka się wszelakim ramom – to istna mieszanka wybuchowa, w której przeplatają się elementy dramatu, czarnego humoru i kina akcji. To wszystko zostało przyprawione genialnymi dialogami, szarmanckim i staroświeckim urokiem oraz przepychem rodem z barokowych salonów. A głównym bohaterem tej historii jest Pan Gustave H. – konsjerż luksusowego, cieszącego się ogromną renomą hotelu.