Kryzysy to nieodłączne elementy procesu twórczego. Nieważne czy prowadzisz bloga, piszesz książki, dekupażujesz deski, szydełkujesz czy wymyślasz gry komputerowe – na pewno świetnie znasz uczucie, gdy pojawia się blokada i koniec, nie jesteś w stanie wykrzesać z siebie niczego konstruktywnego. Żaden pomysł nie przychodzi do głowy. Mija dzień za dniem i nic się nie dzieje, dopada cię więc coraz większe przygnębienie.
PRZESTAŃ KOPAĆ
Źle się czuję, gdy wena mnie opuszcza. Szczerze tego nie znoszę – to tak jakby część mnie została mi zabrana. Patrzę na farby, na swoje ukochane serwetki do dekupażu, na len czekający aż postawię na nim parę krzyżyków, na rozdział książki domagający się ciągu dalszego – i nic kompletnie nie przychodzi mi do głowy, co jest potwornie frustrujące.
Każdy z brakiem natchnienia radzi sobie na swój sposób. Dla mnie najlepszą opcją jest przestać kopać. Ot tak po prostu odłożyć łopatę i nie pogłębiać dołka. Nie lubię szukać weny na siłę. Nie lubię zmuszać się do robienia czegoś, co nie chce ułożyć się w jedną, sensowną całość. Oczywiście modne ostatnimi czasy poradniki prawią, by w takich sytuacjach pobudzać mózg do działania. A co, jeśli ten mózg, który na co dzień i tak ma od groma roboty, chce najzwyczajniej w świecie odpocząć i nieco zwolnić tempo? Non stop jesteśmy atakowani natłokiem rozmaitych informacji, docierają do nas zewsząd i pewnie nie tylko ja odnoszę momentami wrażenie, że tego jest po prostu za dużo. Człowieka dopada wówczas nieprzeparta chęć odcięcia się od zgiełku i chaosu. Nasz organizm to skomplikowany, lecz niezwykle mądry mechanizm – i może warto mu częściej ufać, bo przecież nikt nie zna nas lepiej niż on. Ale nierzadko niestety jest tak, że go ignorujemy.
SYNDROM ŚWINKI MORSKIEJ
Jakiś czas temu, niedawno całkiem, dopadł mnie straszliwy kryzys. Całą swoją twórczość miałam ochotę pieprznąć w ciemny kąt i do niej nie wracać. Włącznie z blogiem, ale jednak łapa mi zadrżała, gdy zamierzałam kliknąć przycisk „skasuj bloga”. Głos rozsądku przebił się przez emocje: „Dudzik, wyluzuj i przeczekaj to”. Tak też uczyniłam – odstawiałam łopatę i skierowałam uwagę gdzie indziej. Zajęłam się innymi rzeczami i nie szukałam za wszelką cenę inspiracji. Przyszła sama. W najmniej oczekiwanym momencie i pod zaskakującą postacią – świnki morskiej. Tak, dokładnie, świnki morskiej, na której zdjęcia natknęłam się w necie przez przypadek (tu można je oblukać – KLIK). Oczarowały mnie swym urokiem i niezwykłą pomysłowością autorki, no i rzecz jasna urodą i wdziękiem cudownej modelki. Przyglądając się im z zachwytem, doszłam do wniosku, że naprawdę nie potrzeba wiele, by osiągnąć świetne efekty.
Siła tkwi w prostocie – i to chyba właśnie jej najbardziej potrzebujemy, gdy popadamy w twórczy bezwład. To trochę tak jak z gotowaniem – jeśli przekombinujesz, smacznie nie będzie.
DAJ SIĘ UWIEŚĆ PROSTOCIE
W mej głowie nagle zaczęły się pojawiać pomysły na wpisy, fotografie, prace rękodzielnicze. Siadłam i spisałam sobie je wszystkie – nabrały realnych kształtów, stając się celami, które warto zrealizować. Jeśli takie cele masz, doceniasz również potęgę planowania. Nie jestem co prawda zwolenniczką wpisywania każdej minuty dnia w terminarz, bo przecież wiele rzeczy dzieje się niezależnie od nas, a poza tym w życiu powinno być miejsce na spontaniczność. Bo gdy zamkniemy się w ramach zadań do wykonania, „chcę” zamieni się w „muszę”, a stąd już tylko krok do popadnięcia w nudną rutynę. Niemniej ogarnięcie tego, czym zamierzamy się zająć, bardzo pomaga i jest sprzymierzeńcem prostoty. To, co kilka czy kilkanaście dni temu wydawało się górą nie do pokonania, nabiera jasności i przejrzystości. Umysł się wycisza i przestaje płatać niemądre figle.
Więc chyba opłaca się poczekać na swoją świnkę morską, prawda?