Kiedy chodziłam do podstawówki, byłam ulubienicą rówieśników. Uwielbiali kierować pod moim adresem różne niewybredne uwagi, uwielbiali się ze mnie nabijać, głupie kawały też się zdarzały. Do końca życia nie zapomnę godziny wychowawczej, podczas której nauczycielka tonem nie znoszącym sprzeciwu kazała mi powiedzieć, jak mnie przezywają – miałam łzy w oczach i kołek w gardle, ledwie mi przez nie przeszło „Piggy”. Byłam gruba, byłam kujonem, nie chciałam chodzić na religię i miałam rodziców nauczycieli. Nie wiem, co z tego wszystkiego było najgorsze, ale suma summarum tworzyło to pakiet „jesteś gówno warta”, a potworne kompleksy niszczyły mnie od środka.
Wtedy właśnie wyhodowałam w sobie wewnętrzną świnię. Z uroczą i przebojową Miss Piggy władczo potrząsającą blond lokami niewiele miała wspólnego. Była odrażająco brzydka, miała nabrzmiały pysk i przekrwione oczy. I z każdym dniem rosła w siłę, mieszając mnie z gnojem i utwierdzając w przekonaniu, że jestem odpychająca i do niczego się nie nadaję. Wcale nie jest łatwo żyć z takim piętnem. Wypala w człowieku ślad, który pozostaje na całe życie. Ta świnia mnie czasem odwiedza. Gdy mam gorszy dzień, czuję na swojej twarzy jej cuchnący oddech, widzę jej błyskające w ciemności zębiska i słyszę racice z wściekłością rozgrzebujące ziemię. Wiem, że szykuje się do ataku, gotowa rozszarpać mnie na strzępy. Tylko że już jej na to nie pozwalam.
Strach, kompleksy, lęk przed odrzuceniem, słabości, mrok – świnia niejedno ma imię i oblicze. Ma moc niszczenia. Odbudowanie poczucia własnej wartości zajęło mi wiele lat. Mozolna harówa. Kawałek po kawałku. Podjęłam wyzwanie i stawiłam świni czoła. Pozwolić się stłamsić to jak przejść na drugą stronę rwącej rzeki, zostawiając za sobą potrzaskany most. Znam – znałam – osoby, które już nigdy stamtąd nie wróciły.
Nie jestem typem człowieka, który za wszelką cenę pcha się do pierwszego szeregu z ciśnieniem bycia we wszystkim najlepszym. Wolę negocjować niż prowadzić wojny. Wolę czasem zamilknąć i usunąć się w cień niż pokazywać pięści. Wiem, to nie są cechy, których pożąda współczesny świat. Mam to gdzieś. Jestem na tym etapie, kiedy nie muszę i nie mam najmniejszej ochoty komukolwiek czegokolwiek udowadniać. Liczy się dla mnie zdanie jedynie garstki osób, a to, co myślą i gadają na mój temat pozostali, nie ma żadnego znaczenia i spływa po mnie jak po tłustej kaczce.
Jestem przeciwna okrucieństwu wobec zwierząt. Jednakże gdy paskudna świnia rozpoczyna swą szarżę, nie mam najmniejszych skrupułów. Wyciągam nóż i podrzynam jej gardło. Niech zdycha w męczarniach.
————————————————————————————-
Polecam Waszej uwadze wpis pt.: „Skończ z bylejakością” (KLIK).
Author: Monika
http://mojasztukoteka.pl Nazywam się Monika Dudzik. Jestem wolnym strzelcem z wyboru, miłośniczką rzeczy z duszą i klimatem, perfumoholiczką z wieloletnim stażem uzależnioną od rękodzielniczej twórczości, muzyki i czekolady. Odkąd opanowałam sztukę czytania żywię niezachwianą wiarę w siłę słowa pisanego – kocham pisać, a pióro to mój sprzymierzeniec, mój oręż w walce z szarością i rutyną dnia codziennego. Uczę się bycia szczęśliwym człowiekiem i czerpię ogromną radość z odkrywania siebie na nowo.